Kawiarnia artystyczna „Piękna Helena”, ul. Łokietka 6, Wrocław
Wernisaż w piątek 31 października o godz. 18:00, ekspozycja do 30 listopada 2014
Motywem przewodnim wielkoformatowych fotografii artysty jest Wrocław. W swoich pracach Grzegorz Kwolek posługuje się klasyczną techniką fotograficzną, unikalną dziś nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Jest kilku takich zapaleńców jak on, głównie w USA. Nie wystarcza im zwykła cyfrówka i digitalny świat obrazków. Fotografię cyfrową traktują jak dobro konieczne - zawodową oczywistość. A swoje serca i umysły oddali srebrowej fotografii średnio- i wielkoformatowej. Nie straszny im 20-kilogramowy ekwipunek fotograficzny na plecach, gdy szukają tematów swoich zdjęć. Tego rodzaju twórczość wymaga cierpliwości, chirurgicznej niemal precyzji, znajomości zagadnień chemii laboratoryjnej. I tylko czasami rodzą się strasznie piękne fotografie.
Fragment rozmowy z autorem:
Tematem wielu twoich fotografii jest Wrocław. Skąd bierze się sentyment do tego miasta?
G.K.: Fascynacja Wrocławiem zrodziła się w czasach, kiedy był on jeszcze w większości nieodkryty, tajemniczy - takie miasto bez przeszłości i w tym sensie „niczyje”.
Pokazujesz miejski pejzaż w sposób bardzo wyjątkowy, klimatyczny, nastrojowy. Jak to osiągasz? Jak wybierasz tematy?
G.K.: Po prostu chodzę z aparatem i szukam tego nastroju.
Zdradzisz coś więcej na temat techniki twoich fotografii?
G.K.: To klasyczna srebrowa fotografia na błonach płaskich, odbitki robione na papierze barytowym, czyli „papierowym”, powiększenia lub odbitki stykowe.
Jak i kiedy zaczęła się twoja fascynacja fotografią? Twój pierwszy aparat?
G.K.: Fotografować zacząłem w drugiej klasie liceum, chyba nosiłem w sobie fascynację fotografią, odkąd zobaczyłem, jak tata wywołuje zdjęcia w łazience. Pierwszym aparatem był Zenit E.
W dzisiejszych czasach każdy robi zdjęcia. Widuję nawet przedszkolaki z cyfrówkami w dłoniach. Jednak wśród fotografujących są ludzie tacy jak ty, dla których fotografia to coś więcej niż pstrykanie pamiątkowych zdjęć z wypadu do Egiptu. Czym jest dla ciebie fotografia?
G.K.: Fotografia to dla mnie coś więcej niż hobby. To wewnętrzna potrzeba, dostarcza mi siły życiowej. Niesie w sobie odrobinę transcendencji niezbędnej do życia. Fotografia analogowa wymaga cierpliwości, czasu, o finansowej stronie nie wspomnę.
Jak znosi to twoja rodzina?
G.K.: Czasem źle, czasem bardzo źle :-)
Niektórzy głoszą śmierć książki i zwycięstwo e-booka? Czy w przyszłości fotografia cyfrowa całkowicie wyprze analogową a klisze będzie można zobaczyć jedynie w muzeum?
G.K.: Nawet już wyparła w zastosowaniach praktycznych. W niepraktycznych – nie wyprze nigdy, a znikanie materiałów z handlu może tylko mobilizować fascynatów – ze wszystkim można sobie poradzić samemu. O ile nie zostanie zdelegalizowany obrót chemikaliami w imię walki z terroryzmem. Wtedy trzeba będzie zejść do podziemia.
Grzegorz Kwolek, urodzony w 1974 w Zielonej Górze, fotografią zajmuje się od 1991 roku.
W latach 1998–2003 fotoreporter „Gazety Wyborczej”. Od 20 lat tworzy fotograficzne pejzaże urbanistyczne Wrocławia. To magiczne miasto na stałe wpisało się w temat jego fotografii. O fascynacji nim świadczą m.in. „Grzegorz Kwolek... i jego Wrocław” - wystawa w Galerii Ciasna (2008) w Jastrzębiu Zdroju czy wygrana w konkursie „Wrocław niedostrzegany”. Laureat konkursów m.in. o Wrocławiu czy II Nagrody w Konkursie Polskiej Fotografii Prasowej w kategorii Kultura (Warszawa 1999). Od 1998 do 2012 mieszkał i pracował w stolicy Dolnego Śląska, tworząc pełne melancholii, niezwykłe fotografie, przepojone tajemnicą i niedopowiedzeniem. W swoich pracach artystycznych posługuje się klasyczną techniką fotograficzną: odbitki na papierze barytowym metodą srebrową. W Polsce jest jednym z propagatorów fotografii średnio- i wielkoformatowej. Zajmował się fotografią użytkową i reportażową. Pracował jako fotoreporter „Gazety Wyborczej” (1997–2003), współpracował z magazynami takimi, jak: „Newsweek”, „Polityka”, „Ozon”, „Twój Styl”, „Pani”, „Zwierciadło” oraz agencjami reklamowymi.