Piotr Sawicki: „Pod pięknym niebem”
Stara Galeria Związku Polskich Artystów Fotografików, Plac Zamkowy 8, Warszawa
Wernisaż w poniedziałek 7 sierpnia o godz. 19:30, ekspozycja do 1 września 2017
Wszystko, co wydarzyło się na przestrzeni 40 lat mojej pracy z aparatem, jest zapisem losu człowieka. Zdarzenia w ten sposób zarejestrowane to dobre i złe chwile. To szczęście i smutek, pogodne i pochmurne dni, początek i koniec życia. Zmieniały się układy polityczne i społeczne. Kształtowało się nowe spojrzenie estetyczne. A wszystko to działo się pod pięknym niebem, pięknym niezależnie od tego, czy to, co działo się na ziemi, pod firmamentem, było radosne czy smutne, dobre czy złe.
Niebo od zarania dziejów nie zmieniło swej barwy. Raz z ciężkimi i ponurymi chmurami, to znów z lekkimi lub bez nich, zalane błękitem przestrzeni. Artysta to taki beckettowski Krapp, który grzebie w pamięci wyobraźni, odnajdując zapisane w jej zakamarkach szkice - taśmy z dźwiękiem i obrazem. Czeka na coś, co być może się zdarzy, może przyjdzie może nie, aż coś się przypomni i wzbudzi wizjo-refleksję.
Na pomysł ogarnięcia tego archiwum i znalezienia klucza do jego otwarcia wpadł mój przyjaciel, wybitny artysta fotograf, malarz, grafik i znawca obrazu fotograficznego, Stanisław J. Woś. Pracę rozpoczęliśmy w styczniu 2011 roku. Rozmawialiśmy już o tym wcześniej, ale mówiąc krótko, brakowało nam powodu, żeby podjąć się tego wyzwania. Pojawił się on w momencie otrzymania propozycji realizacji projektu „Pod pięknym niebem" w Galerii Sleńdzińskich. Jednak choroba Staszka była silniejsza i nie pozwoliła mu na dokończenie prac. Za jego zgodą podjął się tego mój młodszy kolega, Kuba Dąbrowski,
jeden z najwybitniejszych fotografów nowego pokolenia w Polsce.
Stanisław Woś z około 780 zdjęć do wystawy i albumu wybrał 250.
Z tej liczby Kuba wybrał 38 i zaprojektował wystawę. Czy mu się to udało, zobaczą Państwo sami.
Piotr Sawicki
Kiedy byłem nastolatkiem nie wiedziałem, że gdzieś na świecie jest agencja Magnum, Richard Avedon i Robert Frank. Lubiłem oglądać zdjęcia, ale jakoś w ogóle nie zastanawiałem się nad tym, skąd się biorą. Były, były ciekawe i już.
Oglądając któryś z albumów Piotra Sawickiego, jeden z tych, które stoją na półkach w większości białostockich domów, doznałem małego olśnienia. Uderzył mnie fakt, że wszystkie fotografie w tej książce zrobiła jedna osoba. Zdałem sobie sprawę z oczywistej rzeczy - żeby zrobić zdjęcie ktoś musiał pójść gdzieś z aparatem (a czasami nawet polecieć samolotem), zobaczyć coś, zdecydować się na kadr i nacisnąć migawkę. Zrozumiałem, że kadry to nie są jakieś pozawieszane w powietrzu okienka na świat, tylko że każde zdjęcie jest czyimś punktem widzenia.
Piotr Sawicki był pierwszym fotografem, którego poznałem z nazwiska.
Pierwszym fotografem, dzięki któremu o robieniu zdjęć zacząłem myśleć jako o autorskiej wypowiedzi.
Kuba Dąbrowski