Muzeum Fotografii przy Wyższej Szkole Gospodarki, ul. Królowej Jadwigi 14, Bydgoszcz
Wystawa „Andrzej Maziec - Ocalić od zapomnienia” , ekspozycja od 31 maja do 26 października
Kuratorzy: Marta Rosenthal, Marek Noniewicz
Pokaz filmu „Andrzej Maziec – postać autentyczna” w czwartek 5 września 2019, o godz. 18:00
Bydgoskie muzeum zaprasza na premierowy pokaz dokumentu filmowego przywołującego postać Andrzeja Maźca. Film zrealizowany przez Muzeum Fotografii przy Wyższej Szkole Gospodarki przywołuje postać artysty którego sylweta trwale wpisała się w krajobraz Bydgoszczy.
Realizatorzy filmu: Marta Rosenthal Sikora i Marek Noniewicz, oddają głos postaciom których losy w różny sposób powiązały się zarówno z twórczością, jak i codziennym życiem tej barwnej postaci jaką był Andrzej Maziec. Wśród niech znaleźli się między innymi: Elżbieta Kantorek, Bogdan Chmielewski, Wojciech Woźniak. Zrealizowany dzięki wsparciu Miasta Bydgoszczy materiał nie zamyka tematu biografii artysty, to zaledwie początek, czy przyczynek do dalszych nad nią badań i opracowań.
Film jest częścią projektu, którego celem jest przypomnienie twórczości Andrzeja Maźca
- do 26 października (także podczas V Międzynarodowego Festiwalu Miłośników Fotografii Analogowej - Vintage Photo Festiwal) oglądać można w Muzeum Fotografii wystawę fotografii, która podejmuje wątek zapoczątkowany przez tego niepokornego twórcę. Artysta był trwale wpisany w bydgoski krajobraz – zawsze w ruchu, zawsze z aparatem, biegał ze spotkania na spotkanie, jednak zawsze znajdował czas na rozmowy ze znajomymi i przypadkowymi przechodniami. Jego przedwczesna śmierć w 2015 roku zaskoczyła lokalne środowisko artystyczne. Traktował życie z pewną nonszalancją, zacierając granice między sztuką a codziennością. Niemal każde spotkanie i zdarzenie było dla niego pretekstem do fotografowania. W rewolucji technologicznej znalazł nowe możliwości, technologia cyfrowa ułatwiała mu nie tylko dokumentację życia Bydgoszczy, ale także zapewniała szerszy krąg odbiorców. Skupienie na najbliższym otoczeniu było nader wyraźne w ostatnim etapie jego twórczej aktywności. W tym czasie pracował także nad archiwami fotograficznymi, szczególną uwagą darząc fotografię wernakularną. Tak było między innymi ze zbiorem negatywów pozostałym po likwidacji zakładu fotograficznego przy ulicy Długiej. Andrzej Maziec ocalił przed zapomnieniem, a przede wszystkim przed zniszczeniem, kilkuset zdjęć dowodowych, ślubnych, komunijnych oraz portretów rodzinnych. Stanowiły one bazę projektu, polegającego na kompozycji trzech plansz o wymiarach 100x70 cm, wypełnionych samodzielnie wykonanymi odbitkami. Efekt jego pracy, przypominający tableau anonimowych bydgoszczan, żyjących w latach czterdziestych XX wieku, znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Fotografii przy WSG. Zdeponowany w Muzeum zbiór negatywów stanowił pretekst do rozwinięcia koncepcji twórcy. Wybrane negatywy zostały zeskanowane i wydrukowane w formacie 50 x 70 cm. Wśród wybranych do realizacji negatywów znalazły się również te, na których czas i mikroflora odcisnęły swoje piętno, transformując w obrazy galaktyk.
Marek Noniewicz
Wystawa realizowana jest w ramach projektu
MIASTO – LUDZIE – WOLNOŚĆ. To druga edycja projektu wystawienniczego Oddziału Kujawsko-Pomorskiego Stowarzyszenia Muzealników Polskich i muzeów województwa kujawsko-pomorskiego.
Projekt zakłada realizację wystaw (wraz z wydarzeniami towarzyszącymi i wydawnictwami), prezentujących opowieść o mieście, w którym funkcjonuje dane muzeum i którego historię zachowuje, odnoszącą się do idei WOLNOŚCI, rozumianej jednak szerokim kontekście, nie tylko historycznym, ale również społecznym, artystycznym czy kulturowym. Wystawy (zarówno wewnętrzne – przedstawiające muzealia, jak i zewnętrzne – posterowe) prezentowane będą w różnych terminach, tak jednak by w okresie od 15 czerwca do 15 września powstał kujawsko-pomorski muzealny szlak kulturowy, zachęcający do obywania podróży i odkrywania ciekawych, czasem mało znanych, a nierzadko wyjątkowych miejsc naszego regionu. Projekt dofinansowany dzięki wsparciu miasta Bydgoszczy.
Kiedy poznałem Andrzeja Maźca? Który to był rok? Nie pamiętam …
Zbiegiem czasu pamięć zaciera szczegóły, nawet tych istotnych wydarzeń z naszego życia.
Z całą pewnością było to jednak na długo przed tym, nim stwierdziłem że fotografia jest dla mnie ważnym środkiem wypowiedzi, może nawet na długo przed nim stwierdziłem, że fotografia jest w ogóle środkiem wypowiedzi. Możliwe, że do spotkania doszło w czasie któregoś z Przeglądów Fotografii Bydgoskiej? Tej imprezy, która w założeniu miała scalić środowisko fotograficzne, a której pierwotne założenia z czasem zaczęły się rozmywać, ukazując różnorodność postaw, z której to różnorodności wynikały emocje w jakie od zawsze zwykliśmy wyposażać fotografię, tylko dlatego, że kiedyś odnosiła się do rzeczywistości w sposób mniej złożony. Kiedy więc poznałem Andrzeja Maźca; właściwie nie wiem czy go w ogóle poznałem, być może nasza relacja była ustawicznym procesem poznawania się i zaskakiwania.
Na pewno kiedy go lepiej poznałem, słyszałem już o Galerii Podwórko, Akcji Lucim i o Autorskiej Galerii Pamięci. Własne doświadczenia artystycznych peregrynacji pozainstytucjonalnych sprawiły, że od razu patrzyłem na niego z sympatią i podziwem, był ode mnie starszy, a mimo to nie porzucił strategii, które wydawały mi się najwłaściwsze.
„Kiedy nie masz oparcia, jesteś wolny, czy umiesz w to uwierzyć?
Nigdy się nie obudzić do smętnej walki o twarz?”
Spotykałem go wielokrotnie, nie można było go odwiedzić, bo też Andrzej zawsze był w ruchu, bez stałego adresu zamieszkania, miejsca pobytu zmieniał często, minimalista z wyboru, artysta, który swoje życie uczynił przedmiotem artystycznego eksperymentu i któremu ten artystyczny eksperyment udawał się. Do pewnego momentu przynajmniej. Był prawdziwym i jednym z ostatnich spadkobierców tradycji Banjaminowskiego ducha, miejskiego flaneura, bo jeśli życie było dla niego przedmiotem artystycznego eksperymentu, jego rzeczywistą materią było miasto i jego mieszkańcy. Wsłuchiwał się więc w puls miasta, wędrując sobie jedynie znanymi trasami, po drodze odwiedzając tych, których mógł odnaleźć w tych samych miejscach, albo też natykając się na przypadkowe osoby, które intrygowały go, prowokując do kontaktu. Te spotkania zawsze były pretekstem do rozmowy, a rozmowę często zaś kończyło wykonanie fotografii, czy też nagranie krótkiego filmu. Szczęśliwi byli ci, którzy te portrety - fotograficzne czy filmowe mieli później okazję zobaczyć, bo często jednak zdjęcia zostawały w prywatnym archiwum artysty, które rozrzucał po komputerach w mieszkaniach zaufanych znajomych, którym to pęczniejące archiwum powierzał, lokując je na dyskach i duplikując. Można byłby więc powiedzieć, że Andrzej uprawiał zapomnianą sztukę bezpośredniego kontaktu - rozmowy, od czasu do czasu wspierając się jedynie różnymi formami zapisu. Bardzo płynie przeszedł zmiany technologiczne, fotografia cyfrowa uwolniła go od uciążliwego zaplecza technicznego, a niezwykłą łatwość kopiowania przyjął jako swoją nową strategię. Kto z nas, znajomych Andrzeja, nie ma w swoich zbiorach płyty ze zdjęciami, które Andrzej nam sprezentował. Płyty, na której obok kilku przypadkowo zrobionych portretów, dokumentacji jakiegoś działania, otwarcia wystawy, czy innej uroczystości, znajdowały się również zdjęcia wykonane przez samego artystę, dokumentujące jego codzienne obserwacje, ustawiczne zaglądanie pod powierzchnię, tropienie nieoczywistości, wyszukiwanie metafizycznych znaków. Mając za sobą doświadczenie fotoreportera, kiedy już porzucił pracę w Ilustrowanym Kurierze Polskim, został kimś w rodzaju totalnego dziennikarza, zbierając ślady podskórnej obecności metafizyki codzienności. Mówi się o nim że był fotografem, czasem nazywa artystą fotografikiem; jak nakazuje postpiktorialna tradycja z którą sam artysta nie miał nic wspólnego. Fotografii oczywiście używał, korzystał z niej, ale bawił się nią w różnoraki sposób. Czasem traktował ją jako narzędzie katharsis, tak jak w realizacji „Galeria 1914” (Akcja Lucim 1978 r.). W tej pracy zestawił losy mieszkańców Lucimia, mężczyzn urodzonych w roku 1914, z losem swego Ojca również urodzonego w tym roku. Porządkował własną przeszłość, konfrontując ją z pamięcią zbiorową, nadając jej uniwersalny wymiar, ubierał w ponadczasową wizualną formę, odbiegającą od panujących wówczas standardów prezentacji. Również troska o pamięć zbiorową była pretekstem do fotograficznej interwencji zrealizowanej wspólnie z Bogdanem Dąbrowskim 1 listopada 1979 roku na Cmentarzu Starofarnym. Być może z tej właśnie strategii wyłoniła się Autorska Galeria Pamięci. To obsesyjne zainteresowanie pamięcią uzasadnia wybór medium, które było mu najbliższe, fotografia to widzialna pamięć z czego artysta doskonale zdawał sobie sprawę.
„Oczy się przewracają w sen jakby obracał nimi wiatr
a powieki otwierają się z lekkim trzepotem jak skrzydło.
Świat jest lodową górą, tak wiele jest pod powierzchnią!”
Andrzej lubił wnikliwie przyglądać się rzeczywistości poprzez umiejętne wykorzystanie fotografii, niejednokrotnie odzierał ją z warstwy powierzchowności, wydobywając ukryte głębie znaczeń. Kontrast powstawał, kiedy zderzał rzeczywistość fotografii z miejscem jej powstania, to działanie konsekwentnie realizował przez całe swoje życie, działając jakby według pewnego wzoru: jeśli odkrył sztukę w nieoczekiwanym miejscu, w tym samym miejscu chciał ją pokazać. Zawsze życzliwy i wyrozumiały wobec swoich odbiorców, nie tworzył nowych kodów wizualnych, na nowo odczytywał świat, czyniąc go przy tym bardziej magicznym. Dostrzegał światło nie tylko w fotografii, ale również w każdym spotkanym człowieku.
W końcu jednak odwiedziłem Andrzeja w mieszkaniu – pracowni na Grunwaldzkiej (znowu nie pamiętam kiedy to było), pamiętam, że cieszył się z tego miejsca, takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Oczywiście dokumentował moje odwiedziny, a ja przekornie wykonałem jedno zdjęcie, widok z okna - urokliwa panorama miasta, którą zamknąłem w klatce filmu 6x9. Zdjęć z tej dokumentacji już nie dostałem, nie udało mi się też sprezentować Andrzejowi widoku z jego okna. Teraz kiedy czasem je oglądam, mam nieodparte wrażenie, jakbym widział jego twarz. Magia fotografii polega też na tym, że człowiek mimowolnie przenika w krajobraz w którym żyje.
Nie będę pisał, że śmierć Andrzeja zaskoczyła nas wszystkich bo tak nie było. Spośród tych, z którymi rozmawiałem, a którzy mieli z nim kontakt tego lata kiedy odszedł, w roku 2015, większość wspomina, że Andrzej skarżył się na podupadające zdrowie. W eksperymencie sztuka-życie zaczął szwankować ten drugi element. Śmierć Andrzeja zaskoczyła mnie poza Bydgoszczą, gdzieś w czasie warsztatów z dziećmi na rubieżach kujawsko-pomorskiego. Wcześniej telefonował do mnie, mieliśmy się spotkać, wymienić zdjęciami, ale do spotkania już nie doszło.
Marek Noniewicz, Bydgoszcz, 13 sierpnia 2019 roku.