"Der goldene Fisch und das Fahrrad"
Galerie Kulturhaus (Galeria Domu Kultury w dzielnicy Spandau), Mauerstr. 6, Berlin
Wernisaż w czwartek 3 kwietnia o godz. 19:00, ekspozycja do 27 kwietnia 2014
Wprowadzenie: Manfred Höff. Muzyka w tle: Wojciech Zawadzki - gitara.
Pierwsza edycja wystawy miała miejsce w Szczecinie, gdzie urodził się i mieszkał przez 32 lata autor, kolejna w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie urodziła się i mieszkała przez 19 lat jego żona, a trzecia odsłona (z tekstami przetłumaczonymi na niemiecki) ma miejsce w Berlinie, gdzie obydwoje mieszkają już także od 32 lat. Po zakończeniu wystawy, plansze ze zdjęciami i tekstami zostaną przekazane sfotografowanym osobom.
W każdym z trzech miast ekspozycji wprowadzenie wygłaszali wieloletni znajomi (którzy też zostali sfotografowani) - w Szczecinie był to Zdzisław Pacholski, w Gorzowie dyrektor BWA, plastyk i poeta - Jerzy Gąsiorek, a w Berlinie będzie to teolog, NRD-owski dysydent oraz publicysta Manfred Höff.
Stałym akcentem tej trylogii wystawy są krótkie koncerty muzyków z danego miasta (oczywiście także wcześniej sfotografowanych i przepytanych przez złotą rybkę). W Szczecinie na perkusji grał Jerzy Jędra, w Gorzowie na saksofonie altowym Jaro Minta, w Berlinie na gitarze zagra Wojciech Zawadzki.
„Złota rybka i rower - cząstka duszy” - Ryszard Dąbrowski tak pisze o swojej wystawie:
„Fotografuję już ponad 37 lat. W tym czasie zrealizowałem kilka wystaw, w które włożyłem całą duszę. […] Kiedy w czerwcu 2006 po wypadku rowerowym leżałem z podejrzeniem uszkodzenia kręgosłupa, życzyłem sobie pomyślnego wyjścia z tego. Przychodziły mi wtedy do głowy banalne i stereotypowe myśli o tym jak chwilowe i ulotne jest wszystko… Kiedy już doszedłem do siebie, postanowiłem sfotografować prawie wszystkich moich znajomych - których znam krótko lub długo; bliższych i dalszych kolegów, przyjaciół i krewnych. Przystąpiłem do tego z założeniami:
- z osobą fotografowaną muszę być na „ty",
- na wszystkich zdjęciach muszę być jednakowo ubrany, na czarno, jak animujący kukiełki w japońskim teatrze,
- pierwsze zdjęcie zrobi wybrana osoba, posługując się mną jako modelem, wymyśli inscenizację i zaaranżuje sytuację w jakiej sama chce być sfotografowana,
- potem zamienimy się rolami, ja wykonam „drugie" zdjęcie mojego znajomego, dokładnie w wymyślony przez niego sposób,
- przed wykonaniem obu zdjęć zadam wszystkim jednakowe pytanie:
podczas nalewania do czajnika wody na herbatę wpada Ci z kranu złota rybka, za wypuszczenie jej do rzeki obiecuje spełnić twoje jedno życzenie: Co sobie życzysz?
W trakcie realizowania spotkałem się także z odmowami, było ich łącznie 14, z czego 8 od kobiet. Ze zdjęć osób, które się zgodziły, powstała niniejsza wystawa, moim zdaniem, interesująca mozaika socjologiczno - fotograficzna. Jest to obraz subiektywnie wybranych ludzi, różnego wieku i kilku narodowości, żyjących na Ziemi… Prawie wszyscy fotografowani życzyli sobie spełnienia marzeń dotyczących ich osobiście albo bliskich, krewnych lub znajomych. Nikt nie pragnął: - aby na Ziemi zapanował wieczny pokój, - aby ludzie nie umierali z głodu, - aby ludzkość nie była nawiedzana chorobami, - aby nie było zmian klimatycznych i ekologicznych, - aby zatrzymał się proces wymierania gatunków lub aby wbrew drugiej zasadzie termodynamiki (zasadzie entropii) wszechświat i układ słoneczny istniały w nieskończoność. Ciekawe, że nikt nie życzył sobie żyć wiecznie a jedynie pięć osób miało życzenia dotyczące całej ludzkości. Wydaje mi się, że wystawa, którą stworzyło 139 osób, oddaje w dużej części cząstkę ich duszy i odsłania intymną część ich osobowości. Serdecznie im za to dziękuję.
Nie bez racji, członkowie tzw. „ludów prymitywnych" nie pozwalają się fotografować. Są przekonani, iż robiąc im zdjęcie, kradnie się cząstkę ich duszy. Patrząc na stare, stuletnie zdjęcia moich przodków oraz na tutaj prezentowane fotografie, głęboko wierzę, iż tak właśnie jest. Przedstawione fotografie bliskich mi osób zostały wykonane w latach 2006 - 2009. Krąg moich znajomych staje się coraz mniejszy. Z niektórymi z nich urwał mi się kontakt, zapomniałem ich imion i nazwisk, inni rozpierzchli się po świecie. Czterech starych znajomości - z Leszkiem, Andrzejem, Bolesławem i Longinem obecnie się wstydzę. Niestety, nie zdążyłem zrobić zdjęć piętnastu bliskim mi osobom, które zmarły zanim zacząłem zrealizować moją ideę. W międzyczasie, od 2006 do 2014 roku, zmarło siedem bliskich mi osób, które sfotografowałem do wystawy. […]
Na koniec przyszła kolej na mnie. Co ja sobie życzę? Właściwie moje życzenie zostało już spełnione - mam zdrowy kręgosłup. Gdybym mógł sobie jeszcze czegoś życzyć, to chciałbym spotkać moich przodków. Chętnie wstecz aż do małpy lub ameby, a jak się nie da, to przynajmniej do siedmiu pokoleń wstecz, jak to jest u osób praktykujących szamanizm. Kilka słów wyjaśnienia do zdjęcia, które sam sobie zrobiłem. Od 1991 corocznie odwiedzam liczący 5 tys. lat grób megalityczny Vasagaard, kultowe miejsce przodków położone na Bornholmie. W jednym z kamieni tworzących sklepienie tej świątyni, znajduje się wgłębienie na krew rytualnych ofiar. Wypijam tam zawsze kilka łyków alkoholu, wlewając również nieco w to zagłębienie. Słowiańskim zwyczajem, dzielę się z zamieszkującymi to święte miejsce Bogami. W ten sposób, staram się pozyskać ich przychylność na następny rok. Wykonując tam zdjęcie siebie samego, zrzuciłem czarne ubranie i sfotografowałem się nago. Tak się urodziłem, tak chciałbym umrzeć i tak zostać spopielonym. Ale to już było trzecie moje życzenie, a prawdziwa złota rybka ponoć tyle ich właśnie spełnia.“
Zdzisław Pacholski w kwietniu 2011 roku napisał o wystawie:
Cząstka duszy. Wystawa Ryszarda Dąbrowskiego.
„Wystawa ta zasługuje na to, żeby coś o niej powiedzieć. To, co wyróżnia fotografię z spośród innych dyscyplin sztuki to to, że nie daje się w niej przeprowadzić wyraźniej granicy między metaforą, a dokumentem. Jest coś zupełnie nowego, co wyróżnia współczesną sztukę na przestrzeni dziejów.
Tą cechą, która wiąże współczesne sztuki wizualne z potoczną rzeczywistością jest nasycenie technologiczne. Ostatnie dekady XX i początku XXI wieku są świadkami wielkiego technologicznego przyspieszenia. Świat stał się banalnie bliski a globalność jest w zasięgu ręki. Masowość i upowszechnienie fotografii w ogóle, a fotografii cyfrowej w szczególności wygenerowały dwa zjawiska. Pierwsze to bezrefleksyjność fotografii, drugie, trochę groźniejsze, to utrata jej wiarygodności. Mam przy tym wrażenie, że technologia pozbawia nas resztki prawdziwych uczuć i emocji. Ostatnie 20 lat to również nasze doświadczenie „realnego kapitalizmu”, które wymagało od nas wszystkich radykalnego i gwałtownego przekształcenia. Wkroczyliśmy w epokę konsumpcji. Jednak krzątanina wokół niej sprawia, że zatraca się różnica między potrzebami rzeczywistymi a kreowanymi. To wiedzie do dominacji przedmiotów nad ludźmi w takim sensie, w jakim aparat cyfrowy zdominował fotografa. Nie pozostało to bez wpływu na indywidualne więzi i zbiorowe tożsamości. Być może te okoliczności skłoniły Ryszarda Dąbrowskiego do pokazania tego, co sam nazywa „cząstką (jego) duszy”. Wydaje się, że dla artysty takiego jak Dąbrowski, który zawodowo zajmuje się fotografią, ważne jest, aby swoją twórczością wyjść poza obszar samej fotografii. W moim odczuciu, ta wystawa jest „potrzebą rzeczywistą”, jest kluczem do uwolnienia wielu kontekstów fotografii, nie tylko kontekstu rzeczywistości, ale kontekstu emocji, dokumentu i metafory. Tą wystawą, Ryszard Dąbrowski jakby pragnie nam opowiedzieć o tym, co tracimy. Jednocześnie przywraca wiarę w przekaz fotograficzny, który w jego przypadku uwiarygodnia się na kilku poziomach. W świetle najnowszych badań nad fotografią, ważne jest nie tylko, jak ludzie fotografię wykonują, ale i to, co później z nią robią (*). Wystawa, którą dziś oglądamy, jest żywą ilustracją tej tezy. Dąbrowski proponuje wybranym przez siebie ludziom wspólne, niejako podwójne, portrety fotograficzne. Nie ogranicza się przy tym wyłacznie do portretowania zaprzyjaźnionych ludzi, pozwala im decydować o tym, jak mogą swoje portrety wykorzystać. Autor wciąga „swoje obiekty” w intelektualna przygodę, w której portretowani decydują nie tylko o swojej fotografii, ale i o tym jak ma wyglądać autor na zdjęciach. To zdecydowanie poszerza pole manewru dotychczasowych praktyk twórczych. Dodatkowo fotograficzne portrety zostały opatrzone tekstami. Nie są to tytuły fotografii, ani ich opisy. Zarówno obrazy jak i teksty funkcjonują tu na równorzędnych prawach. Opatrywanie fotografii tekstami nie jest praktyką nową, ale trudną i bardzo ryzykowną. Łatwo tu o banał, spłycenie tematu, nawet pospolitą grafomanię. Autor wyznał mi, że zdawał sobie sprawę z tych zagrożeń. I chociaż fotografie są tu bezpośrednią relacją z rzeczywistości, to warstwa tekstów jest ze świata marzeń, życzeń i fantazji. Na tym kontraście autor buduje formę, która jest czymś więcej, niż tylko towarzysko-sentymentalnym zapisem jego upodobań i wieloletnich przyjaźni. Jest czymś w rodzaju „tunelu czasu” wiodącym w głąb uczuć, symboli, nastrojów i upodobań z epoki, która już jest przeszłością. Dąbrowski, i to na koniec, swoją wystawą składa hołd fotografii zwanej analogową, (pragnę powiedzieć, że wszystkie zdjęcia, które widzimy, są wykonane jak najbardziej tradycyjną techniką), ale jeszcze nie zamyka tego rozdziału, nie kreśli linii, za którą rozpościerałby się jakiś nowy, przyjazny ląd. Jakby chciał rzec; fotografia? wiadomo skąd się wzięła, ale nie wiadomo, dokąd zmierza. Wydaje mi się jednak, że ów niepokój autora łagodzi wystawa tych „energetycznych obrazów”. Żyjemy w odczarowanym świecie, w pewnym sensie pustym, w codziennej gonitwie tracimy reszki refleksji nad sobą i otoczeniem. Czy sztuka, w tym fotografia, jest tą magią, która może tę stratę wynagrodzić? Spróbujmy dziś przekonać się o tym sami. “
(*) „Za fotografię” Rafał Drozdowski, Marek Krajewski
Ryszard Stanisław Dąbrowski (Richard Stanislaw Dabrowski), urodzony w 1950 roku w Szczecinie, w grudniu 1982 wyemigrował do Berlina, gdzie mieszka do dzisiaj. Z zawodu inżynier budowy maszyn i siłowni okrętowych, z powołania fotograf. Świadomie oraz podświadomie posługiwał się metodyką oraz estetyką takich fotografów jak: Dorothea Lange, Walker Evans oraz Diane Arbus. Fascynują go także: Frantisek Drtikol, Duane Michals i Joel-Peter Witkin oraz ostatno Antoine d´Agata. Od 1977 do 1982 członek Szczecińskiego Towarzystwa Fotograficznego, a od 1978 do 1982 członek Klubu Fotograficznego „Kontur” przy Domu Kultury Stoczni Szczecińskiej im. A. Warskiego. Od maja 1982 członek Związku Polskich Artystów Fotografików w Okręgu Szczecińskim. Autor kilku indywidualnych wystaw fotograficznych oraz uczestnik wielu zbiorowych prezentacji. W latach 1977-1982 był czynnym dysydentem.
W stanie wojennym, wykonywał projekty graficzne plakatów potępiające rzeczywistość polityczną oraz pisał teksty do podziemnych ulotek i periodyków. Od lutego 1979 do października 1989, zarówno w Szczecinie jak i w Berlinie, poddany przez SB „kontroli oraz sprawdzaniu operacyjnemu” pod nadanym mu kryptonimem „Rydz”.