Wystawa na 50-lecie pracy twórczej Autora, w ramach IX Katowickiej Nocy Galerii NOC-K.
Galeria Miasta Ogrodów (2-piętro), Katowice Miasto Ogrodów, plac Sejmu Śląskiego 2
Wernisaż w piątek 29 września o godz. 18:00, ekspozycja do 12 listopada 2023
Kuratorka wystawy: Katarzyna Łata
Głównym nurtem twórczości utytułowanego sosnowieckiego fotografika Zbigniewa Podsiadło jest problematyka społeczna. Na swych zdjęciach ukazuje on świat, szczelnie ukryty za bilbordami, reklamującymi telefony i krem na zmarszczki. Widzimy zaniedbane podwórka, blokowiska, dzieci ulicy i starców. Artysta nie idzie jednak w drugą skrajność - nie czyni brzydoty tematem swoich zdjęć.
Po prostu pokazuje świat takim, jakim on jest.
Odrapane mury wznoszą się nad ulicami brukowanymi kocimi łbami, chodniki ograniczone krawężnikami z kamienia, poobdzierane afisze - określają materialność tych miejsc w sposób niemal bolesny, nie dający szans na wyślizgnięcie się zastanej przez nas czasoprzestrzeni. Dosłowność zdjęć Zbigniewa Podsiadło jest tak sugestywna, że szukamy palcami nagrzanych powierzchni kamieni, oddychamy głębiej, spodziewając się poczuć w gardle krztuszący kurz ulicy. A jednak zastosowane przez artystę środki wyrazu nadają tym obrazom wymiar ponadczasowy. Zachmurzone tajemniczo niebo, przydymione światło i skradające się cienie otwierają okno metafizyki. W tym kontekście wszystkie motywy nabierają znaczeń, przydanych im przez kulturę indoeuropejską – kulturę artysty i odbiorcy tej sztuki. Oto ulica staje się drogą - odwiecznym symbolem życia człowieka. Odrapane mury oznaczają upływ czasu, przemijanie, starość i śmierć. Budynki są jak ciało człowieka, na którym czas zostawia rany, rozgryza je i mieli na proch, osiadający na ulicach. Nasze osobiste doświadczenia dodają fotografiom kolejnych wymiarów: chropowaty ceglany mur ze zdjęcia Zbigniewa Podsiadło przywodzi na pamięć tamten mur z przeszłości, który znaczył pierwszy pocałunek, pierwsze rozstanie, a może pierwszy powrót. Realność miejsca staje się odskocznią zarówno dla szerszych rozważań, jak i osobistych refleksji.
W twórczości Zbigniewa Podsiadło fascynująca jest lekkość, z jaką artysta uzyskuje w swoich zdjęciach głębie znaczeń, nie odwołując się do aranżowania scen ani plenerów. Jakże trudno czasami uwierzyć, że człowiek lub pies przeszedł zupełnie przypadkiem właśnie tą drogą, która była niezbędna, aby stworzyć idealnie zakomponowane ujęcie. Jak łatwo artysta zmienia te prozaiczne motywy w nośniki znaczeń! Sytuacje, które dla kogoś innego stałyby się materiałem dla prostej rejestracji, w obiektywie Zbigniewa Podsiadło przekształcają się w artystyczną metaforę na temat spektrum istnienia świata.
A wszystko to ujęte w ramy niezwykle wysmakowanej estetyki. Zrównoważenie kompozycji, precyzja diagonalnie prowadzonych linii, kontrasty fakturowe i temperaturowe budują scenerie niczym pędzel któregoś z „dawnych mistrzów” wielkiego europejskiego malarstwa. Oglądając zdjęcia tego artysty stale mam wrażenie kontaktu z dziełem, nad którego powstaniem autor miał nieograniczoną kontrolę, którego wizję miał w głowie na długo, zanim wziął do ręki narzędzie swej pracy, które w procesie tworzenia uzyskało formę skończoną i w zupełności zgodną z zamysłem autora. Zastosowanie względem zdjęcia wszelkich zasad tradycyjnego malarstwa ubogaca sztukę fotografii, nie odbierając jej specyficznej tylko dla niej wartości, jaką jest autentyczność obiektu. Artysta łączy to, co najwartościowsze w obu tych dziedzinach sztuki.
Fotografie Zbigniewa Podsiadło, jak każde dzieło, okazują się być wielowymiarowe i wieloznaczne, zależne od wrażliwości odbiorcy a przy tym poruszają ponadczasowe tematy egzystencji i przemijania.
Małgorzata Malinowska-Klimek
Szukanie Światła (Sandomierski plener)
Lekko „trzepnięci” wracamy z Brunonem od sąsiadów z wieczornych rozmów o fotografii, tych, co to przy okazji każdych spotkań czy plenerów ciągną się do samego rana i mącą sen o roli i wielkości sztuki.
- Jutro rano idziemy łapać światło – rzuciłem stanowczo.
- Idziemy – przytaknął Bruno i po krótkiej toalecie wbiliśmy głowy w poduszki, zasypiając natychmiast.
- Już piąta, robimy kawę i jedziemy – rzekł Bruno, budząc mnie w środku nocy.
- Zlituj się, jeszcze ciemno, mamy czas – próbowałem opóźnić moment opuszczenia łóżka.
Nic z tego. Wstałem, zalałem kawę dla niego i moją herbatę, ubierając ostatnią świeżą koszulkę.
- Już świta, jadę – rzekł, popijając kilka łyków.
Spojrzałem za okno i przyznałem ze smutkiem - Masz rację, nie ma czasu – jedź, dojadę za chwilę.
Biorę proszek, wypijam szklankę gorącej herbaty i wsiadam z aparatem do auta, delikatnie zamykając drzwi.
Po drodze widzę nierealny teatr na niebie, wiedziony emocjami szybko parkuję w centrum. Prawie biegiem ruszam na skarpę. Poranne światło od strony Wisły jest powalające. Skręcam z rynku w prawo i widzę przepięknie miękko oświetlony narożny budynek z uciekającą w perspektywie ulicą, zwieńczoną na końcu wieżą kościelną. Opieram się o markizę pubu naprzeciw, wybieram pion i strzelam dwa razy. Jest nieźle - pomyślałem i zobaczyłem opromienione mocnym światłem kamieniczki naprzeciw ratusza. Wyglądają wzniośle i nierealnie, niczym jasny okręt na tle granatowo ciemnego nieba. Wisząca ze ściany ratusza lampa sama wchodzi w kard, dopełniając klimatu zdjęcia. Nie ma czasu na statyw, daję 400 i robię dwa ujęcia. Biegnę po skarpie w dół i odwracając głowę wpadam na barierkę z metalowych rurek.
Aparat cały - mam szczęcie - myślę.
Collegium Gastomianum wygląda jak jasna ściana na tle mocno granatowej kurtyny sklepienia i jeszcze ta latarnia na pierwszym planie. Koryguję naświetlenie i strzelam raz – wystarczy. Zbiegam niżej, jest niesamowicie, robię kilka zdjęć i biegnę do góry.
Zamek wygląda zbyt posągowo, nie dla mnie, odchodzę i nagle spostrzegam ostry cień od studni na placu. Jest ciekawie, odpalam dwa razy i wracam po jeden pion, bo wydaje się mocny. Opuszczam pospiesznie Zamek, odwracam się by sprawdzić czy czegoś nie przegapiłem i nagle widzę długie, ostro poszarpane powtarzające się cienie od dachówek z ogrodzenia, są intrygujące. Podnoszę głowę do góry i padam na kolana z emocji – chmury na niebie układają się w niesamowity, regularnie utkany dywan. Przyklękam istrzelam dwa razy, robię podgląd, koryguję o pół blendy i strzelam jeszcze raz. Powoli łapię oddech i patrzę spokojnie jak w przeciągu kilku chwil gaśnie ten „Wielki Spektakl na Niebie”. Wracam na rynek, po drodze spotykam przyjaciela.
- Jak leci? – pytam i widząc uśmiech na jego twarzy, czuję ulgę.
- Jest OK. Jeszcze 15 minut światła i będzie po wszystkim – odpowiada.
Mijamy się. Idąc przywołuję myśli, czy kiedy Atget wychodził codziennie o poranku – szukając światła na paryskich uliczkach i taszcząc swój ciężki aparat – robił zdjęcia, które potem za marne grosze sprzedawał malarzom, też czuł te same emocje. Poranne światło daje mocne cienie i może dlatego wybitny mistrz cienia Man Ray, pierwszy dostrzegł wielkość fotografii Eugèna Atget’a i czyż to przypadek, że obaj w pewnym okresie mieszkali przy tej samej ulicy w Paryżu…
Na rynku, ponad ratuszem setki ptaków, przeraźliwie krzycząc, wyznaczają swój podniebny teren. W uliczce przy Bramie Opatowskiej dostrzegam ujmujący dotyk ciepła na górnych partiach kamieniczek. Smuga światła odbita od okna, kładąc się jasnym dywanem na chodniku po przeciwnej stronie ulicy, wygląda tak pięknie i nietypowo, że nie mogę się oprzeć pokusie i strzelam raz, kompensuję o całą działkę i poprawiam. Dochodzę do rynku i spostrzegam, że już jest czynna narożna piekarnia. Wbiegam po schodach, kupuję bułkę z serem, siadam na ostatnim stopniu i łapczywie pochłaniam całą z apetytem. Patrzę na niebo i widzę, że robi się normalnie.
Czar porannej magii światła przeminął…
- Jak poszło? - słyszę głos Andrzeja.
- Było cudnie, komisarzu – odpowiadam, przełykając ostatni kęs drożdżówki…
Zbyszek Podsiadło – Sandomierz, 2010.
Zbigniew Podsiadło
Urodził się w 1955 roku na Ponidziu. Mieszka i pracuje w Sosnowcu. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików. Od 2004 roku prezes Okręgu Górskiego ZPAF i członek Zarządu Głównego ZPAF.
Wielokrotny laureat najważniejszych konkursów i wystaw fotograficznych.
Za swą twórczość został uhonorowany między innymi: Medalem 150-lecia Fotografii, Złotą Odznaką Polskiej Federacji Stowarzyszeń Fotograficznych, Odznaką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Zasłużony Dla Kultury Polskiej”, Laureat Artystycznej Nagrody miasta Sosnowca w 2010 i 2019 roku. Członek Rady Fundacji „Centrum Fotografii”, Rady Programowej Centrum Sztuki – Zamek Sielecki, Rady Kultury miasta Sosnowca.
Brał udział w ponad dwustu wystawach międzynarodowych i krajowych. Otrzymał medale i nagrody na wystawach w Zagrzebiu, Singapurze, Rio de Janeiro, Budapeszcie, Moskwie, Madrycie, Pekinie, San Francisco, Berlinie, Pradze i wielu innych. Uczestnik i organizator plenerów i sympozjów artystycznych. Juror wielu międzynarodowych i krajowych konkursów i wystaw fotografii. Autor kilkunastu indywidualnych wystaw problemowych: Reakcje – 1977, Fotografie – 1979, Etiuda Śląska – 1984, Cykle Fotograficzne – 1985, Akt i Portret – 1986, Prowincja – 2003, Łemkowyna – 2005, Tożsamość Miejsca – 2010, Tajemnica Tryptyku – 2013, W Szarościach – 2014, Igrzysko Boże – 2015, „PODSIADŁO” – 2017, Fotografie – 2018, „Wspomnienia” - 2019. Prace Zbigniewa Podsiadło znajdują się w zbiorach Muzeum Śląskiego w Katowicach, Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej, Muzeum Pałac Schoena w Sosnowcu oraz w zbiorach prywatnych w USA, Niemczech, Szwajcarii, Anglii, Włoszech oraz w kraju. W uznaniu wybitnych osiągnięć twórczych Zbigniew Podsiadło uhonorowany został przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze GLORIA ARTIS.
Dołącz do wydarzenia na Facebooku
Wernisaż wystawy... fot. Ireneusz Kazimierczak, Teresa Solarz, Stanislaw Kulawiak.