Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, Rynek Starego Miasta 20
Wernisaż w czwartek 11 paździenika o gpdz. 18:00, ekspozycja do 31 grudnia 2018
Pomysłodawca wystawy: Jarosław Mikołajewski
Kuratorki: Joanna Pogorzelska, Zuzanna Rosińska-Waś
Podczas wernisażu odbędzie się performance Stasysa Eidrigevičiusa
(także członka ZPAF w Okręgu Warszawskim) z udziałem publiczności
Ballady Adama Mickiewicza przeczyta Lidia Pronobis - aktorka Teatru Narodowego.
Czym byłaby ojczyzna, gdyby nie miała imienia?
Litwa Mickiewicza i Litwa Stasysa. Litwa pierwszej połowy XIX wieku, zaklęta w Balladach i romansach oraz Litwa z drugiej połowy wieku XX, zatrzymana w czarno-białym kadrze artysty o międzynarodowej sławie.
Czy mają ze sobą coś wspólnego? Co to za przestrzenie? Gdzie położone? A może – jak podpowiada autor wystawy, Jarosław Mikołajewski – wymykają się one kategoriom ziemskim?
Może to obszar serca i duszy?
Niepublikowane ilustracje do Ballad i romansów…
Pierwsza część wystawy wprowadza nas w umowny świat pracowni artysty. Ukazuje warsztat jego pracy i powstałe tu rysunki. Zaprezentujemy siedem, niepublikowanych dotąd ilustracji do Mickiewiczowskich ballad. Kolejne etapy ekspozycji wprowadzają nas w świat osobistej, „litewskiej” wyobraźni Stasysa, niekoniecznie osadzonej w słowie poety. Prezentujemy grafiki, fotografie, uchwytujące codzienne sytuacje mieszkańców litewskiej prowincji oraz słynne Smutki – drewniane maski, rozwinięte w przestrzenne aranżacje parateatralne.
Litwo, Ojczyzno moja… Adam Mickiewicz i Stasys Eidrigevičius wystawa szuka odpowiedzi na pytanie, czy artysta współczesny – urodzony i ukształtowany na Litwie, ale od lat mieszkający w Polsce – rozpoznaje siebie w Litwie wybitnego polskiego romantyka.
Miejsce niepowrotu
Wystawa Stasysa Eidrigeviciusa w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
jest zdarzeniem porządku poetyckiego. Poetyckiego starcia i spotkania rzeczywistości na pozór niezestawialnych, choć mających to samo imię: Litwa.
Na początku było pytanie, czy człowiek urodzony, uformowany na Litwie jako człowiek i jako artysta, od lat mieszkający w Polsce, rozpoznaje się w Litwie Mickiewicza. „Wiesz… – odpowiedział Stasys po niedługim namyśle – Zrobiłem kiedyś kilka ilustracji do Ballad i romansów. Jakieś trzydzieści lat temu.
Były raz wystawione, lecz nie były publikowane”. Rzeczą oczywistą było więc powiedzieć: „To pokaż”. Reszta potoczyła się sama. Bo oto na siedmiu odnalezionych przez artystę pracach, przyniesionych przez niego w torbie na Rynek Starego Miasta, ożyła opowieść jednocześnie znana i nieznana, domowa nadwiślańska i domowa nadniemeńska, nadniemeńsko i nadwiślańsko mickiewiczowska, niepodobna jedna do drugiej, a przecież bliska, ta sama. Opowiedziana lekturą i fantazją inną niż ta, którą wyrobiliśmy w sobie my, mówiący językiem Adama. I było tak, jak gdybyśmy otrzymali nie ilustracje do Mickiewicza, lecz jego przekład – na język nie obcy wobec polszczyzny, lecz jakoś równoległy. Na jego nieznany dotychczas wariant, działający nie tak, jak działa język przekładu, zawsze niechętny oryginałowi, tylko poddany muzycznej zasadzie, gdzie wszystko może być nowe, ale zrozumiałe, nieoczywiste lecz jasne. Czytelne.
Oglądanie mickiewiczowskich ilustracji Stasysa odesłało nas od razu do innych prac, osadzonych nie w słowie Mickiewicza, lecz w prywatnej, nie wiadomo jak dalece litewskiej wyobraźni, Bo przecież świat Stasysa znany jest już wielu rocznikom Polaków, i mieliśmy niejedną okazję, żeby go w sobie budować. Jest to świat ekslibrisów, którymi podbił naszą ciekawość – tą prywatną formą maleńkiego plakatu, dedykowaną pojedynczej osobie. Plakatami o rozpoznawalnej sile rażenia poprzez niepokojącą umowność. Rysunkami, które przez lata ukazywały się w prasie i do bieżącego komentarza o społeczeństwie i polityce wprowadzały element uniwersalny. Bo taki właśnie był i pozostaje Stasysowy ludzik, uproszczony w formie i działaniu, lecz zawsze porażająco samotny, zaprzeczony w swoich największych aspiracjach, zacieśniony przez wąskość przestrzeni, w której żyje. Wyrzucony z pejzażu, nie mający gdzie palić, kochać, żyć.
Świat Stasysa, który znamy w Polsce głównie jako świat plakatu, ilustracji i maski, w różnych miejscach, tak bliskich-dalekich jak Włochy i odległych-bliskich jak Japonia, jest znany także jako uniwersalna obserwacja człowieka, ziemi, kosmosu. Niech nas nie zmyli baśniowa tonacja jego akwareli czy gwaszów. Tych księżyców, z którymi rozmawiają zagubione dziewczynki i samotne staruszki. Poprzez baśniowość, która jest niczym innym jak pamięcią „kraju lat dziecinnych”, opowiada artysta z Mediniskiai i Poniewieża, wykształcony w Wilnie, obywatel Litwy, Polski i świata, historię wygnania z dzieciństwa, z dobrego snu, do krajobrazu, który jest obcy, bo nieprzewidywalny, i bliski, bo jedyny, jaki mu przynależy. Kolorowy lecz siny. Barwny lecz czarno-szary. Malarski i fotograficzny. Z najszlachetniejszego, najuboższego materiału. Poetycki wymiar wystawy Stasysa w Muzeum Literatury, jego pokłonu dla Mickiewicza, czy raczej rozmowy, rodzi się z hasła, które narzuciło się samo: „Litwo, Ojczyzno moja!...” Litwa Mickiewicza i Litwa Stasysa. Czym są. Czy mają ze sobą coś wspólnego?... A czy mają coś wspólnego ze sobą Warszawa Chopina i Baczyńskiego? Kraków Gebirtiga i Szymborskiej?... Szukamy i nie znajdujemy. Szukamy i pytamy – o niespodziewany smak sensu, który na co dzień wymyka się z ręki. Jak surrealiści, których ambicją było znalezienie punktu, gdzie łączy się wszystko, co na pierwszy poryw rozumu i zmysłów wydaje się nie do pogodzenia. Czy nie takie jest nasze zadanie – objąć świat? Objąć w znaczeniu: przytulić, ale też ogarnąć, jako całość?
A może dla obu, Mickiewicza i Stasysa, Litwa nie jest tylko obszarem na ziemi? Może jest obszarem serca? Jakimś Inkipo? Alephem, gdzie zbiega się wszystko, co istnieje w oczach wszystkich i w oczach tylko naszych?
Czym byłaby ojczyzna, gdyby nie miała imienia? Czy nie oddalałaby od istoty w stronę tymczasowości? Litwa jest Ojczyzną Mickiewicza i Ojczyzną Stasysa. Czy może być moją Ojczyzną, Matczyzną?
Tak, moja Ojczyzna mogłaby mieć takie imię. Tak słodkie i trudne, z trzech spółgłosek jak kamienie gładzone przez wody „i”, „a”. W wołaczu także przez „o”. I nie sposób, nie sposób naprawdę, nie dopowiedzieć przez niedopowiedziane, jak każda wielka poezja. Niedopowiedziane, choć przecież wyrażone - przez innego, którego Ojczyźnie na imię było też „Litwa”:
W mojej ojczyźnie, do której nie wrócę,
Jest takie leśne jezioro ogromne,
Chmury szerokie, rozdarte, cudowne
Pamiętam, kiedy wzrok za siebie rzucę.
I płytkich wód szept w jakimś mroku ciemnym,
I dno, na którym są trawy cierniste,
Mew czarnych krzyk, zachodów zimnych czerwień,
Cyranek świsty w górze porywiste.
Śpi w niebie moim to jezioro cierni.
Pochylam się i widzę tam na dnie
Blask mego życia. I to, co straszy mnie,
Jest tam, nim śmierć mój kształt na wieki spełni.
Może, jak u Czesława Miłosza, Ojczyzna jest najbardziej bolesnym niepowrotem?
Może. Lecz komuż to wiedzieć?
Wystawę otwieramy w 220. rocznicę urodzin Mickiewicza, zamkniemy w 70. rocznicę urodzin Stasysa. Jakże te urodziny „podobne i niepodobne zarazem”, jak kiedyś innemu zestawieniu dziwił się Krzysztof Karasek, poeta.
Jarosław Mikołajewski