„Nikt nas nie zmuszał” - Powstańcza Warszawa w obiektywach fotografów ZPAF
[S. Bałuk, T. Bukowski, J. Chojnacki, E. Haneman, A. Kaczkowski, A. Ryttel, L. Sempoliński]
Stara Galeria Związku Polskich Artystów Fotografików, Plac Zamkowy 8, Warszawa
Wernisaż w czwartek 8 sierpnia o godz. 19:00, ekspozycja do 16 września 2024
Kurator: Adam Tuchliński - współpraca: Izabela Pajdała
Oprowadzanie kuratorskie w czwartek 5 września o godz. 18:00
NIKT NAS NIE ZMUSZAŁ
„Warszawa aż dyszała z emocji. Nie było dylematu czy w ogóle powstanie ma wybuchnąć.
Chodziło o to, kiedy?” - mówił fotograf Stefan Bałuk ps. „Kubuś”.
Oddając głos dokumentalistom powstańczej Warszawy, którzy w powojennej rzeczywistości byli współzałożycielami i członkami ZPAF widzimy, jak ich fotograficzne zapisy budują naszą pamiętać o tym wydarzeniu. O nadziei, chwilach radości, heroicznej walce, dramatach i tragicznych losach często bardzo młodych ludzi.
Zaprezentowane fotografie pochodzą ze zbiorów Fototeki ZPAF, każdy fotograf dokonał autorskiego wyboru swoich prac w momencie przekazania zdjęć. W poprzednich dekadach fotografie prezentowane były m.in. w publikacjach oraz na wystawach organizowanych przez ZPAF. Po raz pierwszy możemy zobaczyć wszystkich powstańczych fotografów ZPAF zebranych na jednej wystawie, mającej współczesną formę.
Wśród nich byli zarówno zawodowcy, jak i adepci fotografii wcześniej zajmujący się innymi profesjami. Przed wybuchem powstania warszawskiego w okupowanej Warszawie zabronione było fotografowanie zniszczeń miasta oraz działalności i siedzib niemieckiego okupanta. Każdy złapany z aparatem fotograficznym oskarżany był o szpiegostwo. W konspiracyjnej komórce fotograficznej Delegatury Rządu na Kraj oraz Referacie Fotograficznym Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK zbierano dokumentację zdjęciową, uczono naprędce zawodu, choć aparat każdy musiał mieć swój. Każdy musiał posiadać przydział do jednostki powstańczej lub chociaż zgodę władz państwa podziemnego na działania fotograficzne.
Ten codzienny serwis fotograficzny pełnił ogromną rolę już wówczas: „Gdy Warszawiacy wychodzili na podwórko w bramie znajdowali biuletyny, wiadomości, nasze zdjęcia. Z założenia te zdjęcia miały ich podtrzymać na duchu, dawać nadzieję. Dlatego nie fotografowałem obrazów klęski i śmierci. Ale i tak na zdjęciach wychodziły …” - mówił Eugeniusz Haneman.
Wieczorem 2 października 1944 roku padł ostatni strzał powstania. 9 października 1944 Niemcy podjęli decyzję o zburzeniu Warszawy i równali ją z ziemią do stycznia 1945 roku. Pozostawili po sobie zgliszcza po horyzont, w których trudno już było odnaleźć topografię walczącego miasta.
„Fotografowałem jakby w obawie, że wkrótce ten straszny, niepowtarzalny obraz zginie i zbyt szybko zatrze się w pamięci” – mówił Leonard Sempoliński, który przed wojną fotografią zajmował się amatorsko. Podczas powstania był świadkiem m.in. eksplozji „czołgu pułapki” na ul. Kilińskiego i uczestniczył w grzebaniu szczątków ofiar. Po powstaniu dokumentował na fotografiach warszawskie ruiny.
Otwartym jest ciągle pytanie o sens zrywu powstańczego. Historyk Profesor Jan Ciechanowski, żołnierz AK w rozmowie z Małgorzata Bramą z Muzeum Powstania Warszawskiego na pytanie czy poszedł by ponownie do powstania odpowiada: - „Poszedłbym. Dla mnie, jako czternastoletniego chłopca, Powstanie było chyba najpiękniejszym okresem w moim życiu. Właściwie wszystko było proste. Trzeba bić się z Niemcami, bo jeżeli ktoś się podda, to go zabiją. Lepiej bić się i czekać na pomoc, która – zresztą wiadomo już później było, że nie przyjdzie, więc myśmy bili się do końca. Taki był rozkaz, to myśmy ten rozkaz wykonywali. Dla mnie to była wielka gra z ostrą amunicją, więc marzyłem w czasie okupacji o tym. Ale dzisiaj, jako historyk, jako dojrzały człowiek, jak pomyślę, że zginęło dwieście tysięcy ludzi, osiemdziesiąt trzy procent miasta zostało zniszczone, Niemcy – tylko o tym się tak głośno nie mówi – 1.570 zabitych mieli i 9.043 rannych, to właściwie ich straty były niewspółmierne.
Jest pytanie: czy to się opłacało? Są ludzie, którzy mówią: „A tak, opłacało się, bo przez sześćdziesiąt trzy dni byliśmy wolni”. Co to znaczy wolni? Siedzieli ludzie w piwnicy, dostawali rozgrzeszenie i czekali. Na co? Bo myśmy jednak byli w akcji, a ci ludzie? I to ginęli starcy. Nie, tu trzeba się zastanowić, czy to było warte”.
Zapraszamy do wysłuchania reportażu: Stefan Bałuk „Warszawa aż dyszała z emocji“ - kliknij w obrazek powyżej by wysłuchać podkastu...