13.01. - 3.02.2015
Stara Galeria ZPAF
Plac Zamkowy 8, Warszawa
Wernisaż wystawy
we wtorek 13 stycznia
o godz. 18:00
Wystawa czynna
do 3 lutego 2015
poniedziałek-piątek w godz. 12-18
sobota-niedziela w godz. 14-18
Kurator wystawy
Marek Szyryk
Organizatorzy
Okręg Warszawski ZPAF
Agencja Gazeta
Sponsor wystawy
Canon
Na wystawę składają się fotografie z 25-letniej pracy Krzysztofa Millera w „Gazecie Wyborczej”.
Ekspozycja została podzielona na dwa szpalery fotografii. Pierwszy - skromny, niemalże ascetyczny, nieduży formą - to fotografia prasowa. Jak mówi sam autor - to część punkrockowa, żyjąca krótko - tyle co publikacja w gazecie. Autor zdjęć nie wie też, jak się toczą losy bohaterów jego fotografii, bo rzadko wraca do miejsc, które uwiecznia. Drugi szpaler to fotografia twardej socjologii i wojny, z tym że wydrukowana na płótnach, jak sztandary czy chorągwie. To wielkie formaty. Zamysłem było, aby te symboliczne obrazy przedstawiające trudne losy ludzi w dzisiejszych niespokojnych czasach bujały się w powietrzu - falowały, jak losy bohaterów fotografii.
Cartier Bresson uważał, że w fotografii najważniejszy jest decydujący moment.
Ten w którym naciskamy spust migawki w aparacie fotograficznym.
Tylko że wtedy gdy Miller naciskał spust migawki, żaden moment nie był decydujący. Bo czy umierające z głodu dzieci z plemienia Hutu, w kongijskiej dżungli to jest decydujący moment? Czy pijany rowerzysta na szosie Warszawa - Siedlce to decydujący moment? Czy rosyjski żołnierz na bojowym transporterze plujący szampanem (oblewający zwycięstwo) przed pałacem czeczeńskiego prezydenta Dudajewa to decydujący moment? Śmiem wątpić. To są nie - decydujące momenty ale wydarzyły się naprawdę a Miller tam był i je sfotografował. Właśnie w tych niedecydujących o niczym momentach, które nigdy nie powinny się zdarzyć. Ale się zdarzyły. Niczego nie zmieniły, o niczym nie zdecydowały. Umierające z głodu chucherka Hutu nie przytyły. Pijany rowerzysta pojechał ruchliwą szosą dalej. A rosyjscy żołnierze nie zatrzymali się na ofensywie przed pałacem prezydenta Dudajewa. To nie były decydujące momenty.
Miller Cartier Bressonem nie jest i być nim nie chce. Jego fotografia jest bez wielkiej filozofii. Kim jest Miller tego do końca nie wiadomo. Czym są jego fotografie też nie. Można się spierać - świadectwem, ilustracją, dokumentem. Pewnie wszystkim po trochu. Ale kto to wie. Po wystawie każdy znajdzie swój osąd. Czy nie znając Millera a oglądając losy jego bohaterów nie poznajemy czegoś? Nie poznajemy kawałka świata nas otaczającego, który do tej pory oglądaliśmy w telewizji. Kawałka świata, który dotyczy tych podglądanych przez obiektyw jego aparatu fotograficznego. Często tych, których dziś nie ma już na świecie. A Miller jest. Jego fotografie też są. Cóż zrobić.
Nikifor fotografii jak określił go jego wieloletni szef Sławomir Sierzputowski współzałożyciel działu foto w "Gazecie Wyborczej", pierwszego niezależnego dziennika w Europie Środkowo Wschodniej. Pewnie Sierzputowski miał rację. Bo Miller wbrew zaleceniom akademików jak Nikifor idzie pod prąd. Tak czuje swoją fotografię. Jego ascetyczna, niemal prymitywistyczna fotografia stała się kanonem adeptów polskiej fotografii wojennej (nie mylić z aparatem Canon, którym fotografuje od 15 lat). Był jurorem World Press Photo w 2000 roku. Sam mówi: fotografia to nie sport, nie wyścigi, zwłaszcza gdy ocieramy się o tragedię innych. Cierpienie i nieszczęście.
Jego fotografia pokazuje kondycję czasów w których żyjemy. Podłe czasy.
Kurator wystawy - Marek Szyryk
Film udostęniony na YouTube przez Mai Studio Marcin Urban
Krzysztof Miller ur. w 1962 roku. Szesnastokrotny mistrz Polski w skokach do wody z trampoliny i wieży. Od 1989 roku fotoreporter „Gazety Wyborczej”. W ciągu ostatnich 25 lat fotografował niemal wszystkie konflikty zbrojne na świecie oraz wydarzenia historyczne. W 2000 roku juror konkursu World Press Photo. Autor książki „13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego”.