Odszedł na wieczny plener wspaniały człowiek, nauczyciel i fotoreporter,
członek ZPAF - Marek Dolecki. Cześć jego pamięci.
Bogusław Florian Skok - prezes Okręgu Północno-Wschodniego ZPAF
Marek Dolecki [12.08.1943 - 10.05.2015]
Fotograf, nauczyciel fotografii, animator kultury. Urodził się w Mławie, w pierwszej połowie XX wieku, ale najistotniejszą część życia spędził w Białymstoku. Fotografię zaczął uprawiać w roku 1972.
Uczestniczył w wielu wystawach ogólnopolskich i salonach międzynarodowych. Jego prace nagradzano i wyróżniano w Australii, Nowej Zelandii, Szkocji, Argentynie, Polsce. Za swoje dokonania został odznaczony przez Ministra Kultury Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis, za działalność najbliższą sercu medalem św. Brata Alberta.
Zdjęcia artysty ilustrują albumy, publikacje książkowe oraz wydawnictwa muzyczne, foldery i pocztówki, w tym wielokrotnie nagradzany album "Święta Góra Grabarka". Przez wiele lat jego fotografie można było oglądać w prasie. Od 1988 był fotoreporterem gazet regionalnych i ogólnopolskich. W swojej pracy twórczej najchętniej jednak dokumentował wydarzenia Cerkwii Prawosławnej oraz odchodzący wizerunek podlaskiej wsi - głównie fotografując ludzi. Zafascynowany i propagujący piękno, różnorodność kulturową i wyznaniową białostocczyzny.
Był członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików oraz Fotoklubu RP. Międzynarodowa Federacja Sztuki Fotograficznej uhonorowała Marka Doleckiego tytułem A. FIAP. Od 1974 roku instruktor fotografii, ostatnio nauczyciel fotografii i fotoedytor w Gazecie Współczesnej. W latach 1977-1987 aktywnie uczestniczył w amatorskim ruchu fotograficznym. Związany z Białostockim Towarzystwem Fotograficznym, wielokrotnie zasiadał w jego władzach, będąc prezesem przez kilka kadencji. Lubiany i ceniony jako pedagog i wychowawca, wprowadzał w życie ideał przekazywania wiedzy w najwyżej cenionym modelu - twórczej relacji ucznia i mistrza.
O ostatniej wystawie Marka Doleckiego w Łomży pisaliśmy przed rokiem.
Warto przypomnieć, jak w 2012 roku o wystawie „W krainie proroków” w białostockiej Galerii im. Sleńdzińskich - z której prace prezentujemy obok - pisał Mariusz Wideryński:
[…] Tytuł, jeszcze ten roboczy rozpalił moją wyobraźnię. Znałem Marka fotografie, wspaniałe sytuacyjne portrety mieszkańców wschodniego Podlasia. Niezwykłe, pełne ekspresji twarze z zapisanymi bruzdami zmarszczek, trudami codziennego życia. Wysmagane wiatrem i srogimi zimami, ale pogodne, przyjazne i szczerze serdeczne. Oblicza rolników, batiuszków, znachorów i szeptuch. W końcu postacie, które już za życia otoczone aurą niezwykłych predyspozycji, w świadomości wielu jawiły się „prorokami”. Mieszkańców miasteczek i maleńkich wiosek. Siedlisk rozrzuconych wśród pól, łąk i lasów niczym rodzynki w drożdżowym cieście. Świata którego już nie ma. Ot, odszedł po cichutku niezauważalnie do historii, ale na szczęście są jego fotografie! Znakomite prace Marka Doleckiego.
Obrazy wyrwane obiektywem z czasoprzestrzeni, pobudzające wyobraźnię. Przywołujące z naszej pamięci zakodowane niezatarte obrazy tamtych czasów. Nawet teraz pisząc, jak stop klatki pojawiają się postacie, sytuacje widziane dziecięcymi, a potem młodzieńczymi oczami: w Białymstoku, na targu w Starosielcach, postacie rybaków w Bokinach. Bliskich podczas rodzinnych spotkań. A w końcu mieszkańców Horodnian, Księżyna, Niewodnicy, Krynek, a w końcu Kruszynian i wielu innych miejscowości. Oglądając fascynujące fotografie zapominamy ile przyjaznych uczuć, miłości do ludzi jest w nich zakodowane. Każda fotografia, ale w szczególności portretowa „odkrywa” autora! Jego stosunek do otaczającego świata, postrzeganie innych - wszystkie bez wyjątku są też w dużej mierze jego autoportretami. Patrząc na efekt wieloletniej mozolnej pracy, wystawę kilkudziesięciu fotografii, nie zastanawiamy się jakim wielkim wysiłkiem są one okupione. W tamtych czasach, o których z łatwością zapomnieliśmy, żeby choćby zatelefonować do sąsiedniej miejscowości, trzeba było najpierw znaleźć szczęśliwego posiadacza aparatu telefonicznego lub szukać poczty. Zwykle zamówić połączenie i czekać, czekać. Podróżowanie w tak zwany „teren” było prawdziwą wyprawą i wielką przygodą. Już samo przemieszczanie się marnymi drogami dostarczało wielu emocji. Fotografie powstawały nieśpiesznie, był czas na długie rozmowy, bliższe poznanie. Czasem zawiązanie przyjaźni trwających latami. Nade wszystko powstawały wizerunki prawdziwych ludzi. Dziś szybko żyjemy i bardzo szybko przemieszczamy się z miejsca na miejsce, wszyscy fotografujemy, jeśli nie przyzwoitym aparatem cyfrowym, to choć aparatem w telefonie komórkowym. No może chowamy się za nim, unikając zderzenia z rzeczywistością otaczającego świata. Codziennie powstaje niezliczona ilość fotograficznych notatek, wszystkie mają dla nas jakieś znaczenie. Rejestrują one miejsca, sytuacje, ludzi, najbliższe osoby. Próbę czasu wytrzymują jedynie nieliczne fotografie, tylko te najważniejsze, pozostające w domowych archiwach dla potomnych lub dla historii. Prawdziwy fotograf sięga po aparat nie bez przyczyny, on wie, że chce nam coś istotnego przekazać. Wielkie to szczęście, że wtedy lub teraz nacisnął na spust migawki. […]
Mariusz Wideryński