Archiwum:
Autor:
Tomasz Mościcki
Brakujące ogniwo
7
kwietnia
2025
Wróć
Przez moją trwającą blisko ćwierć wieku fotograficznej pracy na Świętej Górze towarzyszyła mi coraz intensywniej ciekawość wynikająca z mojego „pierwszego wcielenia”, a jest nim historyk. Na półkach mojej domowej biblioteki pojawił się spory zbiór athonianów:
książek historycznych, ale także albumów poświęconych Athos, wśród nich autorstwa wybitnych greckich i zagranicznych fotografów. Ich lektura uświadomiła mi, że historia fotografowania Athos odzwierciedla do pewnego stopnia powszechną historię fotografii. Wczesne zdjęcia, te sprzed 160 lat to głównie dokumentacja, zapis krajobrazu, niezwykłości architektury, potem pojawiają się konwencjonalne portrety duchownych, najczęściej usytuowanych wysoko w społecznej hierarchii Świętej Góry.Patrzę na nie z wielkim szacunkiem, także i dlatego, że są to dzieła naszych „starszych kolegów” – mnichów prowadzących na Athos pracownie fotograficzne. Kilka lat temu przeżyłem wspaniała przygodę: rekonstruowałem fotografie mnichów Z Koutloumousiou wykonane w ostatnich dekadach XIX wieku. Było to fascynujące doświadczenie: przyblekanie ducha w nowe ciało, ale nawiązanie współpracy z autorem, który opuścił ten świat ponad wiek temu. Te atelierowe fotografie, dowodzące wysokiego stopnia opanowania rzemiosła, te głosy bardzo odległej przeszłości są oczywiście bardzo statyczne (co przecież przydaje im hieratyczności, tak stosownej dla tematu…), wymuszała to ówczesna technika. Rzecz ma się tak samo ze zdjęciami krajobrazu. Są one zazwyczaj dokumentacją, ze wszystkimi technicznymi ograniczeniami, uniemożliwiającymi praktycznie bardziej indywidualna interpretację motywu. Na początku XX wieku Athos ma już swe pierwsze fotografie barwne, Stéphane Passet i Ferdinand Cuville pozostawili po swych wyprawach na Świętą imponujący zbiór autochromów, technicznej nowości, urzekających do dziś wysmakowanymi kadrami, po mistrzowsku wykorzystaną pastelową kolorystyką. Ich fotografie lubię szczególnie, przyznam się, że zazdroszczę im autochromu. Gdyby dziś ten materiał był wciąż dostępny – posługiwałbym się nim z najwyższym upodobaniem.
Na mojej bibliotecznej półce są też albumy wybitnych greckich fotografów działających na Athos w latach 30. i drugiej połowie XX wieku. Takis Tloupas, Angelos Seraϊdaris… To fotografia będąca świetnym reportażem, sceny z codziennego życia, uroczystości, nabożeństwa, wyraziste portrety mnichów. Od ich wykonania dzielą nas już długie dziesięciolecia, minęła cała epoka, lecz one wciąż frapują swoją prawdą, ale i widoczną fascynacją tym miejscem. Ostatnie dwudziestolecie sprawiło, że ta biblioteka poszerzyła się też o przestrzeń internetową – Athos to miejsce fotografowane codziennie, i nikt nie zliczy już tych obrazów wykonywanych tradycyjnymi aparatami, ale także i tymi wbudowanymi w telefony komórkowe. Fotografie barwne, czarno białe. Reportaże, pocztówki pokazujące piękno atoskiego krajobrazu i architektury, pamiątki. Dużo, naprawdę dużo tych obrazów. Może nawet aż za dużo…
W tej panoramie fotografii Świętej Góry Athos brakuje jednego, bardzo istotnego elementu. Przełom XIX i XX wieku to czas,
gdy w światowej fotografii pojawił się ruch piktorialistów, dążących do nadania fotografii godności prawdziwej sztuki zdolnej nie tylko do dokumentowania świata, ale do bardzo indywidualnej interpretacji jego obrazu przez stosowanie wymyślnych technik fotograficznych, nowych narzędzi optycznych. Wielcy europejscy i amerykańscy piktorialiści zwiedzali świat, w tym i południe Europy. Próżno jednak szukać wśród ich dokonań fotografii właśnie z Athos wykonanych w tym stylu, choć uroda tego miejsca, niezwykłość jego mieszkańców, prawosławna liturgia z jej „teatralnością”, bogactwem, grą światła i ciemności tak ważną w piktorialistycznej estetyce („Temat w fotografii jest niczym, światło jest wszystkim” – tak radykalnie wyraził to jeden z największych piktorialistów Edouard Misonne) – wszystko to mogło być artystycznym rajem dla fotografa hołdującego piktorialistycznej estetyce. Stało się jednak tak, że właściwie żaden z tych największych, ani Steichen, ani Demachy, ani Misonne, ani Kühn, ani bracia Hoffmeister nigdy na Athos się nie zjawili. Jedynym, który tu pracował był Frederick Boissonas, przecież na początku XX wieku członek Photoclub de Paris, hołdujący wówczas pryncypiom piktorializmu. Tak, ale przybył w latach 20. i 30., w okresie, w którym z piktorializmem już się rozstał (choć w jego pracach z Athos widać wpływ tej estetyki, szczególne wysmakowanie kompozycji, uwrażliwienie na grę światła). Piktorializm ze swoim wyrafinowaniem, często dekadenckim estetyzmem Athos ominął. Wielka szkoda. A może szansa?Gdy w kwietniu 2001 roku przybyłem na Świętą Górę po raz pierwszy, miałem w sobie fascynację tą estetyką, tak wysoko stawiającą kontemplację piękna. Od kilku lat uprawiałem technikę gumy dwuchromianowej – jedno z ukochanych narzędzi piktorialistów sprzed 100 lat. Świat wówczas odkrywał tę technikę na nowo, okazało się, że choć narzędzie jest stare – to wciąż wspaniale nadaje się do opowiadania przy jego pomocy o świecie naszych czasów. Tu, na Athos odkryłem swój „artystyczny raj”, pojąłem, że ta dawna estetyka użyta dziś, wszakże bez stylizowania fotografii na „dawną” (nie o to przecież idzie!), połączona ze zdobyczami fotografii naszych czasów, ogniskowymi obiektywów zmieniającymi perspektywę widzenia, materiały fotograficzne uczulone na podczerwień ukazujące świat oświetlony w niezwykły sposób, a wreszcie cyfrową fotografię pozwalająca na fotografowanie w niewyobrażalnie trudnych warunkach, niemal bez światła – że to wszystko można zaprząc do pracy współczesnego piktorialisty.
Wędrówkom po Athos towarzyszyły też duchy artystów z mojego kraju. Moją niekończącą się inspiracją od młodzieńczych czasów jest bowiem praca dwóch wielkich polskich fotografów: Tadeusza Wańskiego (1894-1958), arcymistrza miękkorysującego obiektywu, jednego z największych europejskich piktorialistów, przez całe życie wiernego swoim poglądom estetycznym i młodszego odeń Edwarda Hartwiga (1909-2003), w latach młodości także tworzącego niezwykłe „miękkie” obrazy. Ich prace przy całej ich subtelności, niezwykłym nastroju jakby z marzenia sennego mają w sobie jednak ogromną siłę. To chyba 10 lat temu, gdy na dobre zadomowiłem się na Athos, zrozumiałem, że warto pójść tą „piktorialistyczną” drogą, i że nią właśnie idzie mi się najlepiej i najpełniej (choć pokazane na tej wystawie fotografie wykonywane czasie świąt Wielkiej Nocy to świadectwo przyjmowania także innych konwencji). I właśnie wtedy pomyślałem, że szkoda, że także Wański i Hartwig nigdy nie dotarli na Athos. Chociaż – gdyby się tu znaleźli i tu pracowali – czy byłoby tu jeszcze miejsce dla nas, współczesnych fotografów?...
Pomyślałem zatem, że jeśli tylko pozwolą na to siły i zdolności może warto podjąć artystyczną grę „co by było gdyby” patrząc na Świętą Górę Athos oczami piktorialisty – wszakże wyposażonego w środki, narzędzia oraz estetyczną świadomość z dziejowej konieczności różną od tamtej sprzed 120 lat. Zachowując wrażliwość człowieka przełomu XX i XXI wieku jeszcze raz zastosować stare narzędzia, by przy ich pomocy przekazać dzisiejszą własną opowieść.
Widzom zostawiam łaskawą ocenę czy warto było podjąć tę grę.
Warszawa, w marcu 2025