Archiwum:
Autor:
Krzysztof Ślachciak
Fotografia to nie język, to coś więcej! (felieton)
8
stycznia
2025
Wróć
Ustalmy to raz na zawsze: fotografia to nie język, a stwierdzenie, że swój język posiada jest jedynie metaforą i to metaforą nietrafną, żeby nie powiedzieć przeciwskuteczną, gdyż z reguły intencją jej autora jest podniesienie rangi, uszlachetnienie fotografii, gdy w rzeczywistości w ten sposób się jej ujmuje.
Autodestrukcyjne zachowania środowiska fotograficznego nie są niczym nowym. To między innymi tęskne i pokutujące przez całą historię medium stawianie go w roli aspirującego do bycia młodszym bratem malarstwa, czego objawem w kulturze popularnej jest ostateczny komplement jaki można fotografii nadać - „jaka malarska!”. Ponadto wymyślanie sztucznych jej rodzajów – konia z rzędem temu, kto kompetentnie zarysuje granicę między portretem korporacyjnym, a wizerunkowym. Idąc dalej - przypisywanie magicznych właściwości podziałom kompozycyjnym, bo przecież jak chcemy, żeby coś stało się ważne na zdjęciu to umieszczamy to coś w mocnym punkcie, co nie? Do tego bezmyślne szafowanie takimi słowami jak „sztuka” czy „fotografik” i oczywiście rozdawanie sobie dyplomów, orderów i odznaczeń - w tym świecie fotograf z sukcesami powinien być obwieszony jak ruski generał przed zamachem. Czy wreszcie nadużywanie postprodukcji do wygładzania, bo przecież nie upiększania, świata w swojej, przez wielkie „T”, Twórczości, której imperatyw twórczy oparty jest o lajki i serduszka. Szczególna wartość tego ostatniego dociera do nas dzisiaj, gdy godziny dłubania w separacji częstotliwości można zastąpić promptem, ale za to dziś wszyscy laicy wiedzą, że jak coś nie gra w zarejestrowanej rzeczywistości, to się „poprawi w Photoshopie”. Do tej zacnej listy osobiście dopisuję określanie fotografii jako języka i będąc fanem stwierdzenia, że jeśli kłótnia trwa dłużej niż 10 minut, wtedy żadna ze stron nie ma racji - opiszę dlaczego, ale możliwie zwięźle.
W jednym z wcześniej publikowanych tu tekstów przeczytałem, że wszystkie definicje języka potwierdzają, że fotografia nim jest. Stwierdzenie to szeroko rozwarło moje oczy, a należą do, jakby nie patrzeć, absolwenta Neofilologii. Idąc tropem logicznej argumentacji, żeby takie stwierdzenie obalić wystarczy znaleźć jedną definicję, która by jemu przeczyła. Na szybko znalazłem ich pięć [1]. Każda z nich odnosi się do cechy należnej językowi, której fotografia po prostu nie posiada - systemu. Język jest systemem znaków, które zgodnie z określonymi regułami składamy w komunikaty. Jeśli więc język jest systemem, oznacza to, że można ten system opisać, poddać dekonstrukcji i analizie relacji, zarówno w kontekście samych znaków jak i reguł je łączących. A więc mamy gramatykę, ortografię, składnię, ograniczoną i opisywalną ilość znaków, za pomocą których wyrażamy nieskończona ilość idei i oczywiście morfologię. Po krótce mamy zasady, mamy zależności, mamy określone elementy, mamy wiec system. I słuchajcie – naukowcy zwani językoznawcami – zajmują się tym systemem już od jakiegoś, kwantyfikowalnego w historii naszego gatunku czasu. Mam nadzieję, że nie trzeba tu stwierdzenia, że porównywanie kompozycji do morfologii jest czymś podobnym do porównywania świnki morskiej do guźca. Poza tym, jako artyści zastanówmy się czy naprawdę chcielibyśmy, żeby naszym medium rządził jakiś system? Czy z natury nie powinniśmy być właśnie antysystemowi?
Ponad wszystko z cech języka wyłaniają się dwie, najbardziej jaskrawie pokazujące kluczowe różnice między jednym i drugim medium. Pierwsza z nich to fakt, że język posiada właściwości samoopisujące, fachowo nazywane metajęzykiem. Fakt ten jest nawet z gatunku tych łatwo sprawdzalnych - wystarczy spojrzeć na półkę, gdzie trzymacie słowniki, choć nie koniecznie musicie je otwierać, wystarczy ich obecność. Ciekawe swoją drogą, czy ktoś próbował kiedyś stworzyć słownik fotograficzny używając do tego tylko fotografii. Chciałbym zobaczyć efekty próby opisania pól semantycznych fotografii za pomocą innych fotografii, gdyż kalambury to jedyne co moja wyobraźnia przywodzi na myśl.
Tym oto sposobem wchodzimy na terytorium argumentu drugiego, związanego z kodem. Otóż Roman Jakobson zapisał się w historii między innymi opracowaniem teorii komunikatu. Według niej jednym z jego elementów jest kod, który pozwala zrozumieć odbiorcy to, co wytworzył nadawca. Kod ten zależny jest od nadawcy, ale również od samego medium, w końcu „medium is a message” [2]. I choć Roland Barthes pisał, że fotografia to „przekaz bez kodu” [3], dziś wiemy, że posiada ona ich co najmniej dwa – kod wizualny i kod kulturowy – w jednym i drugim wypadku słowo „kod” raczej luźno trzyma się swojej definicji. A kod językowy jest fundamentalnie inny i to właśnie on stanowi wspomniany wcześniej system. Nadaje on językowi jego bodaj najważniejszą cechę – dwukierunkowość komunikacji. Fotografia, malarstwo, rzeźba, grafika, telewizja, literatura, język - wszystkie one są mediami, właśnie dlatego, że za ich pośrednictwem można przekazywać komunikaty. Jednak tylko język pozwala na ich szybką, precyzyjną i EKONOMICZNĄ wymianę – użyteczną komunikację dwukierunkową. Kto nie wierzy, niech spróbuje „pogadać” zdjęciami przez jakiś komunikator, parę wymian fotek i powinniście być przekonani, że to nie to samo.
Tak dotarliśmy do kluczowej różnicy między mediami fotografii i języka: różnicy w budowie pól semantycznych. Już wspominany wcześniej Barthes zauważał, że fotografie mają swoje semantyki, a ich pola zbudowane są ze zbiorów denotacji i konotacji. Tu jednak podobieństwa do znaku językowego się kończą, gdyż precyzja językowa i wymagana przez użytkowników ekonomika oraz jego hierarchiczność wymuszają, żeby pole konotacji było ograniczone. Komunikat musi być na tyle zwięzły, aby być zrozumiałym, w najszczęśliwszej formie - dokładnie tak zrozumiałym, jak tego chciał nadawca. Ponadto znak językowy jest symbolem – tworem arbitralnym, więc jego semantyka oparta jest o pewną, społeczną umowność. W fotografii natomiast znak jest jednocześnie ikoną i indeksem [4] – odbiciem i obrazem wycinka rzeczywistości, a jego pole konotacji bardzo szerokie, często wielowątkowe i rozumiane indywidualnie. Znaczenie znaku językowego jest ustalone przez wspólnotę językową i powszechnie zrozumiałe, a znaczenie obrazu fotograficznego negocjowane jest przez jego odbiorcę i nadawcę oraz jest bardzo podatne na wpływ kontekstu. Stąd właśnie precyzyjna i ekonomiczna komunikacja dwukierunkowa w fotografii zapewne nie jest możliwa.
Ale wiecie co? To dobrze! To bardzo dobrze!
I choć zdanie „po drodze z pracy wstąp do biedry - mleko jest potrzebne, bo to co stało na drzwiach skisło, aż z lodówki jechało skarpetami.” trudno zapewne będzie wyrazić w obrazie fotograficznym, to można z pewną dozą odwagi stwierdzić, że to właśnie język jest pod kątem przekazu bardziej ograniczonym medium. Uważam tak właśnie ze względu na to, że doświadczenia, których wizualność jest istotną, najłatwiej przywoływaną we wspomnieniach częścią, zawsze są indywidualne, a interpretacja obrazów, szczególnie fotograficznych dokładnie o te doświadczenia oparta. Szczególność fotografii polega na podświadomym zaufaniu widza do tego, że obserwuje zapisaną projekcję wycinka rzeczywistości, coś co w czasie naświetlania istniało przed obiektywem w granicach kadru. Opisanie wszystkich możliwości pola konotacji to odniesienie się do skojarzeń wszystkich potencjalnych odbiorców. Nie zrobi tego żaden język. I może z tego wszystkiego wypływa wniosek, że najważniejsze może być jednak to, co jest poza kadrem, i może to jest właśnie największa siła i najważniejsza dystynkcja fotografii.
Felieton ten można by zilustrować dokumentacją instalacji Josepha Ksutha Jedno i trzy krzesła, można by też Tautologiami Zbigniewa Dłubaka lub którąś z prac z cyklu Inscenizacje refleksyjne Stefana Wojneckiego, pozwoliłem sobie jednak w przypływie pewności siebie wpleść tu „dokumentację” mojego własnego fotoobiektu pt. Kontrtautologia, który również dotyka tematu przekazu fotograficznego.
Przypisy:
[1] Ferdinand de Saussure, Edward Sapir, Noam Chomsky, Roman Jakobson, Ludwig Wittgenstein
[2] Marshal McLuhan – Understanding Media: The Extensions of Man, New York 1964
[3] R. Barthes Retoryka Obrazu, Pamiętnik Literacki LXXVI, z.3 1985 s. 289-302
[4] Wg. klasyfikacji Charles’a Sanders’a Pierce’a: Ikona – Indeks - Symbol